Kilka klubów Ekstraligi i eWinner 1.Ligi zaczęło lobbować, by opóźnić start rozgrywek żużlowych. W grze są środki z dnia meczowego, bo wiele wskazuje, że pierwsze mecze mogą odbyć się przy pustych trybunach.

Logika żużlowych działaczy jest prosta. Im później zaczniemy, tym większa szansa na to, że trybuny zapełnią się sympatykami czarnego sportu. Sytuacja epidemiczna nie jest na ten moment na tyle stabilna, by mieć pewność, że początek sezonu zbiegnie się z luzowaniem obostrzeń. Jak się okazuje, mogą to być jednak tylko pobożne życzenia. Głos właśnie zabrał Dariusz Cieślak z GKSŻ, odpowiedzialny właśnie za terminarz. Tłumaczy serwisowi polskizuzel.pl, że próba ingerowania w start rozgrywek może mieć spore reperkusje w przyszłości. – Kalendarz imprez krajowych i zagranicznych jest napakowany. Jasne, że mamy sześć terminów rezerwowych w weekendy, w różnych miesiącach, ale to nie jest tak, że możemy na przykład wykreślić rundy kwietniowe i przepisać je na te daty rezerwowe. W tych datach rezerwowych też odbywają się jakieś imprezy. A to eliminacje SEC, a to finał Brązowego Kasku, a to rundy kwalifikacyjne do mistrzostw świata juniorów. Nie wszystkie mecze da się z automatu na te rundy przełożyć, a na pewno nie całe kolejki, bo może się zdarzyć, że któryś z zawodników będzie musiał pojechać w imprezie FIM.

Dlaczego jednak tym razem jest problem, skoro ostatnio można było przesunąć sezon aż o kilka miesięcy. Odpowiedź jest prosta. – Rok temu mogliśmy zacząć później, w lipcu, i odjechać cały sezon z dwóch powodów. Po pierwsze nie było play-off, a więc odpadł jeden miesiąc jazdy. Po drugie mieliśmy wszystkie terminy do dyspozycji. Odwołano wszystkie kwalifikacje, z lig zagranicznych pojechała ostatecznie tylko szwedzka, więc jeśli tylko trzeba było przełożyć jakiś mecz z powodu pogody, to nawet nie musieliśmy patrzeć w kalendarze. Mogliśmy przepisać spotkanie na dowolny dzień – dodaje D.Cieślak.