Jerzy Pieczyński został najlepszym gnieźnieńskim cyklistą w zakończonej niedawno rywalizacji o Rowerową Stolicę Polski. Gnieźnianin przejechał niecałe 5000km i zdradził nam, ile poświęcenia wymaga przejechanie takiego dystansu na rowerze.
Kocham I uwielbiam rower i to jest dla mnie najlepsza motywacja – mówi nam Jerzy Pieczyński (na zdj. pierwszy od prawej), który wykręcił kolejny rok z rzędu niesamowity wynik w ogólnopolskiej rywalizacji o Rowerową Stolicę Polski. Gniezno przypomnijmy znów zajęło najniższy stopień podium, a to zasługa m.in takich osób jak wspomniany emeryt z Gniezna. Przejechał w ciągu miesiąca blisko 5000km, wyprzedzając o włos Witosława Szczepankiewicza. Rywalizacja tej dwójki już od dłuższego czasu tak właśnie wygląda, tym razem to Pieczyński był górą. Jak tego dokonał? – Tego wyniku na pewno by nie było, bez szczegółowego zaplanowania – zdradza nam. – My już od lutego zaczęliśmy pierwsze przygotowania i ja sam się dziwiłem, jak to jest, że sportowcy budują formę na jakieś ważne zawody. Nie do końca wiedziałem jak się odbywa i jaki efekt przynosi. Jak to się robi, pytałem się sam siebie. Ale udowodniłem sam sobie, że nawet w moim wieku, można tą formę zbudować. Robiłem średnio 160km dziennie, jeżdżąc 8h od rana do wieczora.
W ciągu całego miesiąca gnieźnianin zjechał niemal wszystkie miejscowości powiatu gnieźnieńskiego i kilka oddalonych o ok. 100km. – Najdalej zajechaliśmy do Paprotni za Koninem. Wyszło nam ok. 230km tego dnia i to była najdłuższa trasa. Odwiedziliśmy poza tym Kostrzyn, Neklę, Koło i mnóstwo naszych miejscowości w okolicy. Obyło się na szczęście bez poważniejszych „przygód”. Raz złapałem „panę” i to było wszystko.
Jerzy Pieczyński ma inny powód do dumy. W tym roku mija mu 12 lat jak wsiadł na rower z prawdziwej pasji i zaczął kręcić co roku tysiące kilometrów. Naliczył, że właśnie stuknęło mu 100.000km. Jeździł w wiele miejsc, najdalej zapędził się do Giżycka, gdzie przejechał w jedną stronę bez przerwy 420km. Spędził wówczas 16h na siodełko. – Są chwilę zwątpienia, ale nie myślę o dystansie. Tyłek mam twardy i nie boli. Jak się kocha rowerek, to o bólu nie myślę – kończy. Za zwycięstwo w lokalnej rywalizacji o Rowerową Stolicę Polski zgarnął w sumie w nagrodach ok. 1500zł
0 komentarzy