MKS przegrał dziś w Jarosławiu z JKS-em 30-24, doznając trzeciej porażki z rzędu. Czy o losach meczu zadecydowało zmęczenie długim wyjazdem?
Po dobrym meczu w Lublinie można było mieć nadzieję, że pojedynek w Jarosławiu, także przyniesie spore emocje do ostatniej syreny. Gnieźnianki nie dały jednak rady utrzymać podatkowego prowadzenia, oddając w pierwszej części inicjatywę miejscowym. Po meczu usłyszeliśmy, że na jego wpływ mogło mieć zmęczenie długim wyjazdem (MKS nie wracał do Gniezna po meczu z Lublinem). – Przed meczem mieliśmy większe aspiracje – przyznaje w rozmowie z nami drugi trener MKS, Roman Solarek. – Chyba zapłaciliśmy cenę dobrego pojedynku w Lublinie. Tam dobrze nam poszło i dziś myśleliśmy, że pójdzie nie gorzej. Tak naprawdę to zadecydowało raczej zmęczenie. Rozegraliśmy dwa trudne mecze w ciągu trzech dni i najzwyczajniej, zabrakło trochę siły. Inna sprawa, to najsłabszy mecz w tym sezonie w bramce Dominik Hoffmann, ale też nie można winić tylko jej, bo cała obrona zagrała poniżej oczekiwań. Całą pierwszą połowę to my goniliśmy przeciwniczki w obronie, zamiast przerywać akcje, więc na porażkę składa się kilka czynników. Rywalki także potrafiły skutecznie wykorzystać nasz słabszy moment w spotkaniu i na to już nie odpowiedzieliśmy.
MKS może w tym momencie zapomnieć już o pierwszej szóstce tabeli, o której mógł marzyć jeszcze niedawno. Chociaż jak dodaje Solarek, drużyna zna swoje miejsce w hierarchii i nie awans do czołowych zespołów był celem na ten sezon. – To były marzenia bardziej kibiców i dziennikarzy niż nasze. My powtarzaliśmy, że twardo stąpamy po ziemii i plan był taki, aby utrzymać Superligę. Chcemy zrobić wszystko, aby ten cel wykonać i to jest priorytet.
MKS-owi pozostały do rozegrania jeszcze dwa spotkania rundy zasadniczej. Pierwszy z nich już w najbliższy weekend, z faworytem rozgrywek, Zagłębiem Lubin
fot. Superliga
0 komentarzy