Adrian Gała chciałby już pewnie zapomnieć o tym sezonie, który jest dla niego samym pasmem nieszczęść. Teraz doszła fala krytyki, za sytuację w finale IMP.
Gnieźnianin ten sezon ma już stracony, to pewne. Po różnego rodzaju perturbacjach stracił miejsce w składzie PSŻ, na chwilę nawet odciął się od żużla, a gdy w weekend wrócił, znów spotkał go pech. Po kontakcie w jednym z biegów z Piotrem Pawlickim, lesznianin upadł na tor tak nieszczęśliwie, że nabawił się kontuzji nogi. Za sprawcę wypadku sędzia od razu uznał Gałę, na którego spadła krytyka. Czy słuszna?
Żużel to sport totalnie nieprzewidywalny i choć bardzo dużo zależy od samego zawodnika i jego umiejętności, to żaden z nich nie chce odpuszczać w sytuacjach „stykowych”. Jazda w kontakcie często powoduje niebezpieczne sytuacje i tak było tym razem. Wychowanek Startu bezsprzecznie ponosi winę za zdarzenie, niektórzy jednak urządzili by najchętniej na nim medialny lincz. „Dlaczego nie przeprosił na Facebooku?”, „Dlaczego nie odniósł się do tej sytuacji?” – pytają niektóre ogólnopolskie tytuły.
28-latek w wywiadzie udzielonym dziś Interii wyjaśnił, że już to zrobił, a ponadto sam kiedyś spotkał się z podobnymi sytuacjami. – To są sytuacje torowe. Ja niestety też leżałem dwa lata z rzędu w szpitalach po upadkach, które nie wynikały z mojej winy. Nie chciałem zrobić mu żadnej krzywdy. Od razu podjechałem do niego na torze, a później podszedłem w parkingu – tłumaczy. Czy to za mało? Wygląda to trochę tak, jakby niektórzy chcieli, by zawodnik najlepiej wykupił płatne ogłoszenie w jednej z ogólnopolskich gazet. Paranoja.
0 komentarzy