Jeden zaliczył swój najlepszy mecz w Gnieźnie, drugi nie wiedział o co chodzi jeszcze długo po spotkaniu. Sergiej Logaczew napsuł nam wczoraj najwięcej krwi i jeździł fantastycznie, za to Michael Jepsen Jensen pogubił się na całej szerokości. Spędził najwięcej czasu na gnieźnieńskim torze już po meczu, chodząc, oglądając koleiny i dyskutując ze swoimi mechanikami co poszło nie tak. Porozmawialiśmy także z nimi po ostatnim biegu.
Sergiej Logaczew: To było naprawdę ciężkie spotkanie, bo cała 1.Liga w tym roku jest bardzo ciężka. Mnie udały się te zawody, szukaliśmy non stop szybkości, choć trochę przeszkodził deszcz. Nie był duży, ale już zrobił różnicę. Tor był jednak fajny, bo znów było tutaj trochę bardziej twardo. Można było powalczyć, a to ważne, bo na ostatnim meczu była ponoć tutaj corrida. Ja tutaj jeździłem bodajże cztery razy i to był mój najlepszy występ. Wiedzieliśmy, że Start postawi się mocno, bo już u nas udowodnili, że potrafią jechać i nie pomyliliśmy się. Gratulacje dla was.
Michael Jepsen Jensen: Chcę o tym jak najszybciej zapomnieć, choć miałem dziś niezłą prędkość. Największym problemem były dla mnie starty i to, że motocykl nie „kleił” mi od początku, tylko szedł do góry. Walczyliśmy z tym całe zawody i mimo, że na torze robiłem co mogłem, to niewiele zrobiłem. Warunki też się zmieniały, ciągle trzeba było szukać i nie jestem zadowolony z tego co się stało. Nie dałem za dużo drużynie.
fot. M.Gołda
0 komentarzy