Sam Masters „przywitał” się z gnieźnieńską publicznością w wymarzonym stylu. Zdobył w weekend komplet punktów, udowadniając, że to on będzie w tym sezonie liderem czerwono-czarnych. W stronę Kolejarza Rawicz, powiedział z uśmiechem na ustach po meczu; „Sorry”
Mimo, że Start jechał po raz pierwszy w tym sezonie na własnym torze, czuć było delikatną presję, po dwóch pierwszych spotkaniach. Ewentualna porażka postawiła by gnieźnian w ekstremalnie trudnej sytuacji już na początku sezonu. Derby Wielkopolski poszły jednak po myśli miejscowych, a jednym z tych, który dołożył solidną cegłę do tego triumfu, był Sam Masters.
Dla Australijczyka mecz miał podwójne znaczenie, bo z jednej strony pierwszy raz jechał dla gnieźnieńskiej publiczności, na ciągle mało znanym sobie torze, po drugie – rywalizował przeciwko niedawnemu pracodawcy. Dodatkowo, co nam zdradził, jechał na zupełnie nowej jednostce, po której nie wiedział czego oczekiwać. – To było naprawdę fantastyczne uczucie przywitać się z publicznością z „maxem”. Jestem niesamowicie szczęśliwy, tym bardziej, że jechałem na zupełnie nowym silniku i nie musieliśmy za bardzo kombinować z ustawieniami. Od pierwszego biegu tak trafiliśmy, że żadne duże korekty nie były konieczne. A przecież to był mój pierwszy mecz na tym torze i naprawdę nie wiedziałem, czego się spodziewać.
Jak reagowała na każdy wyjazd na tor Australijczyka kilkudziesięcioosobowa grupa przyjezdnych kibiców, można było zobaczyć i usłyszeć. On zresztą też przyznał, że czuł niemiłą atmosferę w stosunku do jego osoby. – Wiem, że Kolejarz nie życzył mi tutaj dobrze, czułem to także ze strony kibiców, ale teraz muszę odpowiedzieć tylko: „Sorry”. Podjechałem w pewnym momencie pod trybunę ich kibiców i pomachałem, bo co miałem zrobić? Wiem, że krzyczeli do mnie niezbyt sympatycznie – kończy Masters.
0 komentarzy