Gnieźnieńscy futsaliści za wszelką cenę, chcą zafundować sobie i kibicom anty-emocje w końcówce sezonu. Wczoraj przegrali mecz z outsiderem rozgrywek i czerwona lampka właśnie się zapaliła. 

Pewnie mało kto obstawiał scenariusz, który miał miejsce we wczorajszym meczu z udziałem KS-u. Gnieźnianie mieli zainkasować pewne punkty, a schodzili z parkietu ze spuszczonymi głowami. Zaczęli dobrze, objęli prowadzenie i nie wiedzieć czemu, oddali pole rywalom. – Po dwóch minutach od zdobycia bramki, nasza gra się posypała. Wystarczyła zmiana czwórki naszych zawodników na boisku i był koniec. Nie wiem do teraz dlaczego, bo Zgierz nic wielkiego nie grał. To była prosta piłka, a my dostosowaliśmy się do tego poziomu – mówi nam wyraźnie poirytowany lider gnieźnian, Dariusz Rychłowski. 

Zawodnik po raz kolejny nie gryzie się w język i mówi wprost, że gra jego drużyny jest fatalna. Problemy na boisku, mogą być jednak konsekwencją frekwencji na treningach jak nam zdradza. Czy tu trzeba upatrywać zawirowań? – Przegraliśmy zasłużenie ze Zgierzem, bo graliśmy słabo i tyle. Drużyna która była tłem, nie zdobywała punktów, przyjechała do nas i odbudowała się naszym kosztem. Była szansa odskoczenia od strefy spadkowej na 10 punktów, a skomplikowaliśmy sobie sytuację na własne życzenie. Patrząc na naszą grę, to my nie zasługujemy na 1.Ligę. Musimy bardzo mocno się zastanowić, czy zależy nam na tym, aby utrzymać ten zespół? Mamy fajnych chłopaków z umiejętnościami, ale nie potrafimy tego poukładać w całość. Może być znów tak, że do ostatniego meczu będziemy drżeć o nasz status. Druga sprawa jest taka, że musimy wszyscy trenować, bo jeśli nie będzie pełnej frekwencji w każdy wtorek i czwartek, to nie poskładamy tego.