Hokeiści Startu 1954 zostali mistrzami Polski do lat 21. W finale rozegranym na boisku im. Alfonsa Flinika przy ul. Sportowej, pokonali Siemianowiczankę Siemianowice Śląskie 3-1. Mimo, że zespół określany mianem małego dream teamu był zdecydowanym faworytem starcia, o sukces musiał ciężko popracować przez 60 minut.
Przed rokiem otarli się o mistrzowski tytuł przegrywając w ostatnich fragmentach meczu z LKS Rogowo, jednak tym razem szansy nie wypuścili z rąk. Gnieźnieńscy hokeiści na trawie zdobyli złoty medal MPJ,choć trener Wojciech Jankowski kręcił po zakończeniu nosem. – To nie był nasz najlepszy mecz – mówił.
Gnieźnianie zaczęli planowo, bo nie tylko zepchnęli rywala do defensywy, ale i pierwsi zdobyli bramkę. To co się wcześniej nie udawało z gry, zrealizowali podczas krótkiego rogu. W 10 minucie Maksymilian Pawlak uderzył precyzyjnie, otwierając wynik tego spotkania na 1-0.
Goście nie zamierzali jednak tylko grać w defensywie i też zapuszczali się pod pole karne gospodarzy. Najgroźniejsze akcje zaczęli konstruować pod koniec drugiej części i dwukrotnie byli bliscy wyrównania. Najpierw w 26 min nie wykorzystali krótkiego rogu, a dwie minuty później zakotłowało się pod naszą bramka co w efekcie zakończyło się kolejnym stałym fragmentem gry. I znów startowcy mieli sporo szczęścia, bo piłka po świetnym rozegraniu trafiła w słupek. Niestety czerwono-czarni dalej pozwalali rywalom na zbyt wiele we własnej strefie bramkowej i zostali za to skarceni. Tuż przed przerwą Marek Mazanek wymanewrował naszych laskarzy i wpakował piłeczkę między słupki. Po 30 minutach było więc 1-1 i gra o tytuł zaczęła się od nowa.
Gnieźnianie czuli, że może być to przysłowiowa „woda na młyn” dla Siemianowiczanki i nie pozwolili gościom na rozwijanie skrzydeł. Znów przycisnęli przeciwnika, czego efektem był gol w 36 minucie Gracjana Jarzyńskiego. Lider naszego zespołu, podobnie jak cała drużyna, nie rozegrał dziś swojego najlepszego meczu, ale znów stanął na wysokości zadania wtedy, gdy zespół tego potrzebował. Kropkę nad „i” postawił w 55 minucie, gdy znów znalazł fragment wolnego miejsca do uderzenia w polu strzałowym i pokonał bezradnego bramkarza gości. Gnieźnianie przycisnęli jeszcze bardziej rywali w ostatnich sekundach, jakby chcieli z przytupem zakończyć grę o złoto, ale na więcej nie było ich stać. Zwyciężyli 3-1, nie pozostawiając złudzenia kto był dziś lepszy. To także wymarzony finał przygody z juniorską drużyną dla Gracjana Jarzyńskiego. Strzelec obu goli gra już z powodzeniem w pierwszym zespole Startu, jednak młodszych kolegów już kolejnych latach nie wspomoże. – Zdobyłem cztery mistrzowskie tytuły i myślę, że na tym etapie to spore osiągnięcie – stwierdził po zakończeniu meczu.
Powiedzieli po meczu:
Wojciech Jankowski/Start 1954 – To nie był spacerek, ale tego wymaga się od mistrzów Polski. Ta gra nie układała się może tak jak byśmy chcieli, ale najważniejszy jest końcowy efekt. Nie wiem dlaczego zagraliśmy dziś nieco słabiej, może zawodnicy poczuli się za mocno dowartościowani, może wysokie wyniki z rundy zasadniczej, ale są super mecze, jak i gorsze mecze. Mamy mistrzów i tego się trzymajmy. Ci chłopacy będą niedługo decydować o obliczu polskiej drużyny narodowej.
Damian Just/Siemianowiczanka – Jest niedosyt, ale to i tak duży sukces naszego śląskiego hokeja. Przyjechaliśmy tutaj w nieco okrojonym składzie przez kontuzje i to było widać. No ale srebro się przegrywa, a nie wygrywa, więc jest niedosyt. Drużyna gnieźnieńska jest mocna, ale nie jest to dream team. Przy odrobinie szczęścia i poprawności niektórych elementów technicznych mogliśmy to wygrać. Znamy ten zespół, chwała im za to, ale byli w naszym zasięgu
Start 1954 Gniezno – Siemianowiczanka Siemianowice Śląskie 3-1
Bramki dla Startu: G.Jarzyński 2, M.Pawlak
0 komentarzy