Gnieźnieńska Stella pokonała po serii rzutów karnych 3-0 Ósemkę Tarnowskie Góry, remisując w regulaminowym czasie 1-1. Było to klasyczne słodko-gorzkie zwycięstwo.
Są dwa punkty, ale jest też spore rozczarowanie. Dlaczego? Nie może być inaczej, skoro lider tabeli przeżywa katusze z ostatnią drużyną tabeli, która do dziś nie zdobyła…nawet punktu! Ósemka była zaskoczona do tego stopnia, że schodząc z boiska jej gracze nie mogli się nadziwić, że wywieźli z Gniezna jeden punkt. – Gdzie jak gdzie, ale nie spodziewałem się tutaj punktu – to tylko jeden z cytatów, który wyłapaliśmy po meczu.
A stelliści mieli wyjątkowo dużo szans, by przechylić szalę na swoją korzyść. Na przeszkodzie jak zwykle stanęła jednak nieskuteczność. Jedyne trafienie dla gospodarzy zaliczył Marcin Lewartowski w 30 min. i przez 20 minut udawało się utrzymać skromne prowadzenie. Goście wyrównali w ostatniej kwarcie za sprawą trafienia Piotra Śpiewoka i mimo, że w końcówce mieliśmy jeszcze dwie bardzo dobre okazje, musieliśmy obejść się smakiem. Popisem były jedynie karne strzały. Tutaj gospodarze pokazali swoją absolutną wyższość, z łatwością pokonując bramkarza Ósemki. Goście nie byli w stanie ani razu zmusić do kapitulacji naszego bramkarza.
– Jest wielki niedosyt i tak być nie może, że mając tak dużą przewagę strzelamy tylko jednego gola. Ale może taki zimny prysznic nam się przyda i nie jest wcale aż tak dobrze, jak się niektórym wydaje. Gdyby wszyscy włączyli myślenie, mielibyśmy zupełnie inny efekt, bo hokej jest grą gdzie trzeba dużo myśleć i kombinować – powiedział nam po meczu trener, Rafał Grotowski
0 komentarzy