Po serii przegranych na własne życzenie, w końcu zobaczyliśmy MKK rozgrywający koncertowo ostatnie minuty. Gnieźnian nie złamała dziś ani duża strata, ani też kontuzja kapitana drużyny. Wygraliśmy z Sokołem Międzychód 89-78 świetną obroną w końcówce i dzięki dużemu wsparciu z trybun.
Nie sposób nawet zliczyć, ile razy w tym sezonie MKK oddawał niemal na tacy punkty rywalom w ostatnich sekundach. Dziś zobaczyliśmy coś zupełnie odwrotnego. Wydawało się w pewnym momencie, że tego meczu już nie da się wygrać, a jednak los znów okazał się nieprzewidywalny. Tym razem z korzyścią dla nas.
Mecz długo nie układał się po naszej myśli. Zaczęliśmy bardzo źle, trafiając w pierwszej odsłonie tylko trzykrotnie z pola, więc Sokół napędzany przez A.Chodkiewicza zaczął nam odjeżdżać w ekspresowym tempie. Skutkiem była przegrana kwarta aż 10-22. Gdy jednak dobrze zaczęliśmy kolejną część, dostaliśmy cios z innej strony. Z boiska zszedł Dariusz Dobrzycki. Upadł po skoku tak nieszczęśliwie, że nabawił się kontuzji kolana i więcej na parkiet nie wybiegł. Znów z biegiem czasu zaczęła kuleć gra MKK, bo goście potrafili zarówno przymierzyć z obwodu, jak i skutecznie wejść pod kosz.
Tuż po przerwie gdy Sokół objął prawie 20 punktowe prowadzenie (30-49) wydawało się, że gnieźnianie zaczną opuszczać głowy coraz niżej, a rozpędzony rywal zacznie prawdziwą destrukcję. Ostatnią deską ratunku okazała się jednak agresywna obrona gnieźnian na całym boisku, która wybiła międzychodzian z rytmu. Ich przewaga zaczęła topnieć i przed ostatnią częścią zdołaliśmy odrobić sporą część strat (54-63). A byłoby jeszcze lepiej, gdybyśmy zagrali skuteczniej na tablicach, bo piłka często wracała do gości niczym magnes.
Ostatnia część to już popis gospodarzy. Wystarczyła minuta, trzy celne rzuty i gospodarze dopadli międzychodzian! Zabawa zaczęła się więc od początku. Gdy objęliśmy pierwsze prowadzenie na 7 minut przed końcem trybuny były już szóstym zawodnikiem MKK. Goście zaczęli dyskusje z sędziami, a MKK wyczuł „krew” i wyglądał tak jakby przed kilkoma sekundami zaczął zawody. Obejrzeliśmy niesamowity zwrot akcji! – Myślicie że ten mecz się sam wygra?! – krzyknął w pewnym momencie do swoich graczy trener Sokoła.
Gnieźnianie zaczęli grać jak nakręceni, a gdy na nieco ponad 3 minuty przed końcem M. Rutkowski rzucił za 3 punkty, prowadziliśmy już 80-68. Goście nie byli w stanie wyprowadzić już żadnego ciosu i wygraliśmy finałową kwartę aż 35-15. Motorem napędowym w tym meczu był tym razem Emil Rau (24pkt), choć brawa nalezą się też D.Kotwasińskiemu. Nie tylko pewnie radził sobie pod koszem (18pkt), ale i dobrze asystował (9). W tabeli MKK zrównał się punktami z Sokołem (5-6 msc), jednak to międzychodzianie są oczko wyżej, gdyż na własnym parkiecie wygrali o… 2 punkty więcej.
Sklep Polski MKK Gniezno – Sokół Międzychód 89-78 (10-22, 20-22, 24-19, 35-15)
Punkty dla MKK: Rau 24 (4/6), Kotwasiński 18, Leśniczak 13, Rutkowski i Szydłowski 10, Dobrzycki 6, Barański i Nocek 3, Sobkowiak 2
0 komentarzy