To był weekend ogromnych emocji. Kibiców poniosły w gnieźnieńskiej hali szczypiornistki MKSu, a w Gdańsku koszykarze Politechniki i MKK wyglądali w ostatniej minucie tak, jakby dzień wcześniej naoglądali się przerywników z ligi NBA. Zwroty akcji i dramaturgia mogły niejednego konesera basketu wprawić w ekstazę.
Oto jak skomentował jednopunktową przegraną w Gdańsku (60-59) trener Sklepu Polskiego MKK Arkadiusz Konowalski:
–Pewnie jak wszyscy przed monitorami w Gnieźnie (mecz był transmitowany przez klubową kamerę) tak i ja zaniemówiłem po ostatniej akcji gospodarzy. Oba zespoły postawiły mocne warunki w tym meczu. To był zdecydowanie „mecz obrony”. Każdy rzut praktycznie był pod presją defensorów i przez to wynik meczu był dość niski. Typowo fizyczne spotkanie, które kosztowało obie drużyny naprawdę dużo wysiłku. Nie mogliśmy długo wejść dobrze w to spotkanie, by złapać dobre tempo musieliśmy bardzo długo czekać, bo aż do ostatniej kwarty. Szkoda na pewno spudłowanych prostych sytuacji, bo pozwoliłoby nam to na spokojniejszą grę.
Natomiast jeśli chodzi o końcówkę, to był to istny horror. Dobry reżyser by nie wymyslił takich zwrotów akcji. Kiedy wyszliśmy na prowadzenie po rzucie Szymona Budnikowskiego i później mieliśmy rzuty wolne Piotra Golasińskiego myśleliśmy, że nie możemy tego przegrać. Szkoda, że pierwszy rzut przestrzelił, a nie drugi, bo w tej sytuacji gospodarze nic by nie zdziałali. A w ostatniej sytuacji, która kosztowała nas najwięcej popełniliśmy kardynalny błąd krycia. Nie może coś takiego mieć miejsca, że zawodnicy nie komunikują się ze sobą w odpowiedni sposób. Uczulaliśmy na to zawodników i nie ma wytłumaczenia – karygodny błąd i koniec. Mieliśmy jeszcze sytuację rzutową, gdzie Dobrzycki trafił za „3” na 0,7 sek. do końca. Sędzia dopatrzył się jednak nadepnięcia linii bocznej i było po euforii. Ciężka porażka dla nas.
MKK poniósł w tym meczu znacznie większe straty, niż tylko punktowe. Stracił dwóch zawodników z podstawowego składu – Michała Szydłowskiego i Emila Raua. Pierwszy z nich został przypadkowo uderzony przez rywala i złamał nos. Ile potrwa jego pauza i czy w ogóle lider Orłów będzie odpoczywał od gry jeszcze nie wiadomo. Rau z kolei skręcił staw skokowy i jego przyszłość wyjaśni się w najbliższych dniach. – Mamy sporo problemów z kontuzjami, bo dodatkowo nie pojechali do Gdańska Filip Andrzejewski, który ma problem z mięśniem czworogłowym i Kamil Szkopiński. Sytuacja jest nie do pozazdroszczenia – kończy Konowalski
0 komentarzy