Speedrowerzyści Orła odnieśli wielki sukces, zdobywając w Walii tytuł klubowych wicemistrzów Europy. To największy sukces, w historii gnieźnieńskiego sportu drużynowego. Co czuje kilkadziesiąt godzin po wywalczeniu medalu jeden z liderów Orła, Mikołaj Menz?
Żaden z gnieźnieńskich klubów nie może pochwalić się takimi osiągnięciami, jakie w ostatnich miesiącach są udziałem gnieźnian w tej dyscyplinie. Najpierw były indywidualne mistrzostwa globu w Australii i medale w najważniejszej imprezie, a teraz do kolekcji doszedł puchar drużynowy. W walijskim Newport przypomnijmy, Orły wywalczyły wicemistrzostwo Europy, ulegając tylko brytyjskiemu Birmingham. Mikołaj Menz cieszy się z osiągnięcia, choć nie ukrywa, że przy odrobinie szczęścia, to nasza drużyna mogła zgarnąć złoto. – Zawsze będzie niedosyt, bo jesteśmy sportowcami i zawsze chcemy wygrywać – mówi nam jeden z liderów zespołu. – Jest się jednak z czego cieszyć, bo to najlepszy wynik w historii klubu i największe osiągnięcie w historii Gniezna. Na końcowy wynik wiele rzeczy miało wpływ. Losowanie nie potoczyło się idealnie, ale tutaj trzeba mieć szczęście. Byliśmy także jedyną ekipą z Polski i dało się odczuć, że nie było nam łatwo wśród trzech ekip z Wysp. Kiedy wyprzedzałem jednego, od razu pojawiał się drugi. Myślę, że gdyby jeszcze Toruń był w finale, może by się to inaczej rozkładało. Trzeba jednak oddać chłopakom z Birmingham, że jeździli świetnie i zasłużenie wygrali.
Dla Menza jest to ciąg dalszy wspaniałej przygody, która zaczęła się jeszcze w. starym roku w Australii. Przyznaje, że coś co wydawało się nierealne kilkanaście miesięcy temu, dziś jest faktem. – Super będę wspominał Australię, zdobywając podium w pierwszym seniorskim roku. Teraz doszedł Newport, a do tego notujemy super wyniki w CS Superlidze. Tylko trzymać kciuki, bo celujemy w złoto drużynowe w Polsce i tylko to się liczy.
Dla utalentowanego speedrowerzysty ostatnie godziny były szalone z jeszcze jednego powodu. Ledwo przyleciał do Polski, a już musiał szykować się do maturalnego egzaminu. Ten także poszedł mu bardzo dobrze. – O północy wylądowałem w Gdańsku, położyłem się spać o 4.00 nad ranem i przed 8.00 byłem już na nogach w garniturze. Wszystko poszło fajnie – kończy zawodnik Orła.
fot. Orzeł
0 komentarzy