Sprawa miejskich dotacji dla klubów została poruszona na dzisiejszej Komisji Sportu. Na posiedzeniu zjawili się przedstawiciele kilku dyscyplin, którzy mniej, lub bardziej stanowczo, wyrazili swoją opinię o podziale środków. Największe napięcie było na linii Stella – Start.
To był najgorętszy punkt obrad dzisiejszej Komisji Sportu, gdzie oprócz bieżących spraw, poruszono kwestię miejskich pieniędzy dla klubów. Na miejscu zjawili się reprezentanci Szczypiorniaka, Atlety, Stelli i Startu (żużel). Dyskusja dotyczyła głównie skali pomocy dla niektórych klubów i klucza, według którego pomoc miasta jest przyznawana.
– MKS robi świetną robotę, ale dlaczego np. hokej, który szkoli mnóstwo młodzieży, dostaje 10 razy mniej na szkolenie niż MKS? Zapominamy, że są kluby, których drużyny nie występują w telewizji, ale szkolą przyszłych olimpijczyków. Tu powinno się kłaść nacisk i to dociera do Ministerstwa Sportu, ale już samorządy niekoniecznie to rozumieją. Apeluję, że filozofia powinna być inna. Dyscypliny, które brylują w telewizji powinny dostać pieniądze z innej puli. One promują, owszem, ale za widowisko żużlowe, nie powinnismy płacić pieniędzmi, które powinny być np. na sport młodzieżowy – zaczął Zdzisław Kujawa. Prezes Stelli dwukrotnie w zdecydowanym tonie przedstawiał swoje stanowisko, według którego, żużel jako sport zawodowy nie powinien być finansowany z pieniędzy, które powinny trafiać np. do młodzieży. Dyskusja na linii Stella – Start była zresztą tak rozbudowana i momentami tak gorąca, że napiszemy o niej w osobnym materiale. Po chwili włączył się Szczypiorniak, który miał spore pretensje o wysokość dotacji, którą otrzymuje od kilku lat. On z kolei, odniósł się wprost do jeszcze innego klubu.
– W rozgrywkach prowadzonych przez wielkopolski związek, Tuzinek wystawia dwa zespoły, my startujemy w większej ilości rozgrywek, mamy więcej zespołów i dostajemy dwukrotnie mniej (5000zl – dop. aut.). Niektóre kwestie są kompletnie niezrozumiałe. To samo dotyczy ligi. Nie ubiegamy się o setki tysięcy, ale kwoty są śmieszne i niemal takie same od lat, gdy dzieci szkolimy od 2017 roku. Nie mamy funduszy żeby się rozwijać i gdyby nie Bank Spółdzielczy, nas by nie było. Trenerzy pracują u nas za darmo, zawodnicy sami sobie wszystko organizują i naprawdę za chwilę możemy wycofać się z 2.ligi. Ostatni wyjazd do Kętrzyna, gdzie jest kilkaset kilometrów, w zasadzie prawie skonsumował całą roczną dotację. Prosimy o refleksję, bo funkcjonujemy 10 lat i sporo osiągnęliśmy – mówili przedstawiciele Szczypiorniaka.
Porównań pomiędzy skalą dotacji pomiędzy klubami było jeszcze więcej. Rafał Grotowski, prezes PZHT i lokalny działacz, zestawił ze sobą z kolei swój klub (Stella), z MKS Urbis. – Powinniśmy wypracować precyzyjny regulamin i coś co ułatwi prezydentowi podejmowanie dobrych decyzji. Dziś każdy ciągnie kołdrę w swoją stronę i nigdy nie dojdziemy do konsensusu. Dziś mamy dwa kluby grające w najwyższej klasie rozgrywkowej jak MKS i Stella i między nimi jest finansowa przepaść. Bez regulaminu wiecznie będziemy narzekać. Tą sugestię zresztą szybko podchwycili obecni na posiedzeniu członkowie Komisji.
– Powinniśmy „przewietrzyć” ten regulamin panie przewodniczący – włączyła się radna, Natasza Szalaty. – Komisja powinna stworzyć nowy zespół, który będzie opiniował co roku wnioski – kontynuowała. Inny radny, Tomasz Dzionek po chwili dodał. – Na czym polega różnica w wielkości dotacji między Tuzinkiem, a Szczypiorniakiem, czy Atletą a MKS? (lekkoatletyczny klub – dop. aut.), kierując te słowa wyraźnie w kierunku obecnego na miejscu prezydenta, Michała Powałowskiego. Włodarz miasta nie zamierzał długo czekać i szybko zripostował zainteresowanym stronom.
– Każdy z państwa ma rację – zaczął. – Mamy problem jak zestawić ze sobą sporty indywidualne i zespołowe, gdzie np. koszty dojazdów na zawody są skrajnie różne. Do tego dochodzi hierarchia skali sukcesu, bo nie jesteśmy w stanie porównać do siebie dokonań w piłce nożnej i innej niszowej dyscypliny, gdzie przebicie się z wynikami jest łatwiejsze. Ktoś robi zarzuty dlaczego Mieszko dostaje tyle na szkolenie dzieci, ale nikt nie mówi ile Mieszko płaci za obiekty. Za 2024 rok klub musiał wpłacić do kasy GOSiR 150 tysięcy złotych, bo nie dostaje boisk za darmo. On tą dotację w zasadzie zwraca do kasy. Możemy dotacje rozdać inaczej, dać wszystkim po równo, ale wówczas wszyscy będą na niemal równym poziomie z mniejszymi, lub większymi kłopotami. Chcemy stawiać na jakieś dyscypliny, które w założeniu mają nam dać sukces. Chcemy móc się pochwalić sukcesami, dlatego nasza polityka w tym kierunku idzie. Nigdy nie zadowolimy wszystkich, bo nie mamy takich pieniędzy. NIkomu nie ujmując jego ogromnej pracy, ale łatwiej czasem np. karatekom wywalczyć medal ME, niż klubom medale w MP – zakończył Powałowski.
Jako ostatni głos w dyskusji zabrał Leszek Hęś z Atlety. To o dotacje dla lekkoatletycznego klubu, toczyły się ostatnio najgorętsze spory. Trenujący blisko stu młodych zawodników ośrodek dostał od miasta 2000zł, więc jego założyciel przedstawił koszty. – Chciałbym każdemu przypomnieć, że mamy w Gnieźnie klub lekkoatletyczny i to od pięciu lat. Słuchałem o kwotach, które państwo otrzymujecie i które dla was są jeszcze za małe. Ja nawet nie marzę o ułamku tego. NIkomu nie chcę zabrać, a chcę powiedzieć tylko o kosztach które ponosimy. W zeszłym roku wzięliśmy udział w 36 różnych zawodach, w samym styczniu mieliśmy pięć startów i tylko w Toruniu za udział, zapłaciliśmy 5000zł. Nie liczę już wyjazdu i innych rzeczy, za które płacą rodzice. Nie liczę na wielkie pieniądze, ale jako prezes, prowadzę też jakąś politykę i rywalizuję z innymi, o najlepsze talenty w mieście, powiecie i kraju. Każdy chce je zatrzymać u siebie i jak mam rywalizować z kimś, kto dostaje na szkolenie 100 razy więcej? Mam więc pytanie tutaj do niektórych działaczy – na co wydajecie tak duże pieniądze, które dostajecie na dzieci? To jest szczere pytanie, bo jakby na moim koncie znalazło by się 50 tysięcy złotych z miasta, mogę prowadzić za darmo zajęcia dla nich. Działamy tylko ze składek klubowych, ze swoich środków kupiłem ostatnio skocznię wzwyż. Dzieci odchodzą do tych miejsc, gdzie jest taniej, lepiej itd.
To była bodaj najbardziej konstruktywna dyskusja o podziale miejskich dotacji z klubami w ostatnim czasie, a być może w ogóle. Wiele wskazuje na to, że kolejny rok może przynieść zmiany, choć dziś ciężko jeszcze to wyrokować. – Jako radny jestem wkurzony, że głosowałem za określoną kwotą pieniędzy na sport i nic się nie zmieniło. Te kwoty zostały niemal tak samo rozdzielone i jeżeli za rok znów zagłosujemy, a pieniędzy nawet byłoby więcej, to znów żużel i piłka ręczna dostaną więcej i filozofia myślenia się nie zmieni – zakończył Zdzisław Kujawa.
0 komentarzy