To była kwintesencja bezradności w wykonaniu gnieźnian. Mieszko Gniezno mimo, że prowadził już 2-0 w Gdyni z Bałtykiem, przegrał ten mecz niejako na własne życzenie 4-3. Gospodarze wprawdzie przegrali ostatnie cztery (!) spotkania, ale i tak zdołali pokonać niedawnego jeszcze pretendenta do awansu.
Gdyby przyznawać punkty za wrażenie artystyczne, to Mieszko miałby dziś zwycięstwo w kieszeni. Gnieźnianie na narodowym stadionie do rugby (!) prezentowali się lepiej od gospodarzy, dłużej utrzymywali przy piłce, jedyne czego im brakowało to lepszego wykończenia akcji i szczęścia. Bałtyk bardzo chciał przerwać fatalną serię porażek, a gnieźnianie zmazać plamę po ostatnich słabych występach u siebie. I wydawało się, że szybciej przyjdzie to gościom, bo zaczęliśmy ten mecz fantastycznie. Już w 2. minucie Krzysztof Wolkiewicz pokonał bramkarza gospodarzy i było 0-1. Bałtyk zaskoczony takim obrotem sprawy próbował wprawdzie szybko znaleźć odpowiedź na straconego gola, jednak to biało-niebiescy znów ukarali miejscowych. Tym razem Adam Konieczny w 22.minucie skierował piłkę do bramki Marka Szulca i było 0-2.
Gnieźnianie wyciągnęli jednak rękę do miejscowych w najgorszym momencie. Dali im jeszcze przed przerwą zdobyć nawet nie jedną, a dwie bramki. Najpierw Wiktora Beśkę pokonał Filip Sobiecki, a tuż przed przerwą Krzysztof Garczewski.
Po przerwie znów obserwowaliśmy ten sam scenariusz. Mieszko dyktował warunki gry, jednak to gospodarze wpakowali piłkę do siatki. Podanie z lewej strony boiska otrzymał w 58. minucie Jakub Biskup i przy biernej postawie obrońców strzelił z ok. 20 metrów precyzyjnie przy prawym słupku nie do obrony. Goście nie zamierzali jednak się poddawać i już chwilę później mieliśmy 3-3. Strzał sprzed pola karnego Krzysztofa Wolkiewicza źle odbił przed siebie goalkeeper Bałtyku i z najbliższej odległości futbolówkę wepchnął do bramki Adam Konieczny. Nerwowe decyzje w obronie niestety skończyły się znów problemami dla Mieszka. Po faulu w polu karnym sędzie nie miał wątpliwości, by podyktować „jedenastkę” dla gdynian. Mimo, że Beśka wyczuł intencje strzelca, to i tak bramkę zdobył Jakub Letniowski.
Mieszko miał jeszcze swoje szanse na wyrównanie, jak choćby w 88. minucie, gdy w idealnej sytuacji strzelił z 5 metrów koło słupka Wolkiewicz. Gnieźnianie pomimo ambitnej postawy nie wywieźli więc choćby punktu znad morza, kontynuując fatalną wyjazdową serię na wiosnę.
Jest to czwarta porażka z rzędu gnieźnian i najwyższa pora, by zadać pytanie – panie trenerze – dokąd pan zmierzasz? Czy Jakub Ostrowski w ogóle ma jakiś plan na ten zespół, czy jedynym terminem opisującym ostatnie tygodnie jest – CHAOS! Przyglądając się z bliska poczynaniom zespołu odnoszę wrażenie, że problem niedyspozycji wielu graczy w ostatnich tygodniach nie jest w tym momencie idealną „wymówką” do fatalnych wyników na wiosnę. Coś dużo bardziej złożonego jest tutaj na rzeczy….
0 komentarzy