Skończyła się wspaniała ligowa seria Mieszka na własnym boisku. Gnieźnianie nie przegrali przy Strumykowej od ponad 1000 dni, a sposób na wywiezienie z niej punktów znalazł dopiero Chemik Bydgoszcz wygrywając 1-0.
Ktoś kto pierwszy raz przyszedł na Strumykową mógł śmiało sam siebie pytać, gdzie tu różnica klas, która powinna być pomiędzy walczącym o awans Mieszkiem a drużyną z dołu tabeli. Chemik nie przyjechał do Gniezna się bronić i za to na pewno należą mu się brawa. U gospodarzy widać było z kolei brak kilku zawodników (m.in. Molewski, Goździk), którzy nabawili się ostatnio kontuzji.
Ci najwytrwalsi, którzy mimo nieciekawej pogody przyszli obejrzeć spotkanie, mieli prawo kręcić nosami. Gnieźnianie grali nieporadnie w ataku, znów duże problemy sprawiało im konstruowanie gry ofensywnej, a jeśli już znaleźli się w dogodnej sytuacji, nie potrafili tego zamienić na bramkę. W I połowie najlepszą sytuację stworzyliśmy sobie już w 9’, gdy piłkę po dośrodkowaniu z rzutu rożnego uderzył Adrian Kaliszan. Bramkarz nie dał się jednak zaskoczyć i zdołał wybronić strzał, który mógł dać mieszkowcom prowadzenie.
Nieco więcej działo się po przerwie. Dwukrotnie na listę strzelców mógł wpisać się Krzysztof Wolkiewicz. Pierwszy raz w 48 minucie piłka wprawdzie wylądowała w siatce, jednak sędzia liniowy dopatrzył się spalonego. 12 minut później ten sam gracz, mógł w końcu zdobyć pierwszego gola, ale mimo że uderzył precyzyjnie przy prawym słupku, znów bramkarz wyczuł jego intencje. Problemy zaczęły się robić od 65 minuty, gdy z boiska za drugą żółtą kartkę zszedł Damian Pawlak. Gra przez 25 minut w osłabieniu dała się szybko we znaki, bo Chemik 7 minut później zdobył prowadzenie, po biernej postawie obrońców. Piłkę tuż przed linią bramkową otrzymał z prawego skrzydła Wojciech Mielcarek i pozostało mu tylko dostawić nogę. Szansę na wyrównanie mieliśmy jeszcze w 70 minucie, gdy dwukrotnie próbowaliśmy wpakować futbolówkę do siatki. Najpierw Adam Konieczny, a za chwilę Dawid Radomski strzelali na bramkę przyjezdnych, wszystko jednak lądowało w rękach bramkarza.
Szkoda straconej szansy, bo przegrywając na własnym boisku, stawiamy siebie w trudnej sytuacji w kontekście walki o awans.
0 komentarzy