Piłka nożna

Mieszko - Huragan 1-1
Polonia Ch. - Mieszko 0-0
Mieszko - Wiara Lecha 2-2

Żużel

Start - Unia 48-42
Unia - Start 51-38
Start - Kolejarz 53-37

Koszykówka

AG Gdańsk - MKK 77-91
MKK - Basket Gorzów 108-82
Kruszwica - MKK 69-100

Piłka ręczna

MKS - FunFloor 31-31
Szczypiorniak - Grunwald II 29-29
MKS - Zagłębie 18-31

Futsal

Łowicz - KS 3-3
KS - Konin 4-2
Bojano - KS 9-2

Ł. Cieślewicz: „Już nie jesteśmy chłopcami do lania w europejskich pucharach” (wywiad)

Łukasz Cieślewicz (na zdj. z nr 11) to gnieźnianin, który w wieku 11 lat opuścił rodzinne miasto i ruszył poznawać nowe tereny. Od dziewięciu lat występuje na Wyspach Owczych, gdzie wywalczył już sporo sukcesów. Jak przyznaje podczas rozmowy z naszym portalem, ten kraj to jego miejsce na ziemi.

Łukasz Cieślewicz ma 32 lata. Występuje na pozycji ofensywnego pomocnika. Od 2008 do 2011 roku grał w Danii, skąd trafił na Wyspy Owcze. Tam przez dziewięć lat bronił barw ekipy B36 Tórshavn. Przed startem najbliższego sezonu postanowił zmienić otoczenie i związał się z Vikingur Gota. 

Mateusz Domański, SportoweGniezno.pl: Na początek najważniejsze pytanie w tym okresie. Jak pan sobie radzi z szalejącą pandemią koronawirusa?

Podchodzę to tego spokojnie i staram się normalne funkcjonować, oczywiście w miarę możliwości. Staram się też przede wszystkim za dużo nie śledzić, co się dzieje, bo wydaje mi się, że media za dużo nakręcają sytuację i wzbudzają strach w ludziach. Akurat na Wyspach w ostatnim okresie jest ten plus, że jest coraz mniej osób zakażonych, a przez ostatni tydzień nie było ani jednego potwierdzonego przypadku.

Przejdźmy do futbolu. Jak w ogóle zaczęła się pańska przygoda z piłką nożną? Kiedy opuścił pan Gniezno?

Już od małego grałem w piłkę. Tata był inspiracją dla mnie i tak to się zaczęło. Bez piłki praktycznie nigdzie nie chodziłem. A z Gniezna wyjechałem jak miałem 11 lat.

Na Transfermarkt wyczytałem, że najpierw grał pan w Danii, by potem przenieść się na Wyspy Owcze. Można powiedzieć, że to jest pańskie miejsce na ziemi?

Tak, grałem w Danii przez 7 lat i później wróciłem na Wyspy. Tak, zdecydowanie można tak powiedzieć.

Ostatnio portal TVP Sport napisał, że jest pan legendą farerskiej piłki nożnej. Trudno się z tym nie zgodzić, przecież gra pan na Wyspach Owczych od dziewięciu lat. Jak przez ten czas zmienił się tamtejszy futbol?

Tak jak już wspominałem w innych artykułach, przede wszystkim zmieniło się to, że już nie jesteśmy chłopcami do lania w europejskich pucharach, w ostatnich paru latach udaje się drużynom stąd przechodzić rundy i to jest duży plus dla naszej piłki. To pewnie tez świadczy o tym, że liga stała się mocniejsza. Myślę, że bierze się to z tego, że kluby podchodzą bardziej profesjonalnie do swojej pracy i zawodnicy więcej trenują niż parę lat temu.

Polacy raczej postrzegają Wyspy Owcze jako piłkarski zaścianek i kojarzą ten kraj z wynikami pokroju 10:0. Czy to prawidłowy sposób odbioru tego, co dzieje się w farerskim futbolu?

Kiedyś padały takie wyniki, ale teraz to rzadkość, a na pewno nie 10-0.

Czytałem, że 9 maja macie wrócić do rywalizacji w lidze. Jak trenujecie? Nie ma jakichś obaw, że powrót do gry może być niebezpieczny?

Tak, liga ma wrócić 9 maja. Na razie trenujemy w małych grupach (4 osoby) bez kontaktu fizycznego, ale od poniedziałku wszystko ma wrócić do normy. Z mojej strony nie ma obaw, bo wirusa można złapać wszędzie.

W tym sezonie będzie pan grał w nowym klubie. Skąd pomysł na zmianę barw?

Po dziewięciu wspaniałych latach w B36, w trakcie których trzykrotnie zdobyliśmy tytuł mistrza kraju, puchar ligi i awans do kolejnych rund w pucharach, czułem że zdobyłem z nimi wszystko i potrzebowałem nowego wyzwania. Stą też ta zmiana.

Wiadomo, że o pieniądzach raczej się nie rozmawia, ale domyślam się, że ten wątek zainteresuje wielu czytelników. Czy grając w piłkę nożną na Wyspach Owczych można godziwie zarobić?

Powiem tak, najlepsi zawodnicy ligi spokojnie mogą żyć z piłki, ale reszta musi pracować. To nie świadczy jednak o tym, że mniej się przykładają do piłki.

Jakiś czas temu po Gnieźnie krążyła plotka, jakoby miał pan zasilić szeregi Mieszka, jednak nic takiego nie miało miejsca. Było w tym choć trochę prawdy? Domyślam się, że pewnie nie… Śledzi pan w ogóle losy polskiego futbolu?

To nieprawda, nikt z Mieszka się ze mną nie kontaktował. Tak, śledzę praktycznie każda ligę polską.

Pański brat również gra na zagranicznych boiskach. Mieliście kiedyś okazję się zmierzyć?

Tak, graliśmy w 2015 roku przeciwko sobie w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Niestety dla nas, drużyna brata okazała się lepsza.

Jak w ogóle wygląda życie na Wyspach Owczych? Czy różni się znacznie od tego, które mamy w Polsce?

Życie na Wyspach jest fajne. Tutaj jest spokój, nie ma stresu, tylko pogoda nie dopisuje, ale idzie się przyzwyczaić, choć nie jest lekko. Na pewno społeczeństwo rożni się bardzo od polskiego. Ludzie są bardziej pomocni i życzą sobie jak najlepiej i jest większa równość, nie ma np. tak, że ktoś jest gorzej traktowany, bo ma gorszą pracę.

Jakim językiem posługuje się pan na Wyspach Owczych? To farerski czy bardziej duński?

Moim preferowanym językiem zawsze był angielski, ale po duńsku też rozmawiam i dużo rozumiem po farersku.

Czy ma pan jakieś plany, marzenia czy cele na przyszłość?

Jeżeli chodzi o piłkę, to dopóki gram to chcę wygrywać jak najwięcej, a planem na przyszłość – po zakończeniu kariery – jest trenerka. Zobaczymy, jak to się poukłada.

Na koniec proszę jeszcze zdradzić, co uważa pan za swój największy sukces do tej pory?

Są takie dwie rzeczy, które udało mi się zdobyć w B36 po raz pierwszy w historii klubu. Było to mistrzostwo kraju 2 lata z rzędu (2014 i 2015) i przejście w pucharach Ligi Europy do 3. rundy. To były momenty, które dały mi dużo radości i zdecydowanie to jest mój największy sukces. Oczywiście były też sukcesy indywidualne, jak piłkarz roku (w 2011 i 2015), ale sukces drużyny zawsze był dla mnie najważniejszy.

17 kwietnia 2020 | 18:50

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *