To był zaskakujący powrót na boisko po rozstaniu z MKS-em. Lidka Kobyłecka znów stanęła między słupkami bramki jako tzw. „ratunkowa”
Dla działaczy ze Sportowej jednym z priorytetów ostatnich dni, było szybkie ugaszenie niewielkiego pożaru i załatanie dziury w bramce po kontuzjowanej Darii Koniecznej. Do Hoffmann i Cieślak ściągnięta więc została bramkarka, która kilkanaście miesięcy temu zdążyła się pożegnać z zespołem. Pomoże więc w najbliższych tygodniach swojej byłej ekipie, a przy okazji zadebiutowała w najwyższej klasie. – Wszystko bardzo szybko się działo – zdradza nam szczypiornistka. – W sumie fajnie, że mogę dziewczynom choć trochę pomóc i mega się z tego cieszę po dłuższym czasie.
Kobyłecka nie odegrała większej roli na boisku, bo w meczu z Ruchem weszła tylko na rzut karny, ale to na początek musiało wystarczyć. Bramkarka nie trenowała regularnie od ponad roku i teraz musi ponownie oswoić się chociażby z emocjami, które w Superlidze są nieporównywalnie większe. – No, tutaj jest mnóstwo emocji na ławce, bo zupełnie inaczej patrzeć na dziewczyny z trybun, a inaczej jest usiąść przy parkiecie. Na boisku przeżywa się to o wiele mocniej i trudni mi nawet opisać, co się dzieje w mojej głowie. Jestem mega szczęśliwa, że to się stało, bo ogólnie myślałam, że będzie mi o wiele gorzej po takiej przerwie. Ona zrobiła swoje, ale to jest trochę jak jazda na rowerze i nie zapomina się wielu rzeczy z kilku lat pracy – słyszymy.
Jak długo zostanie w MKS-ie? Na pewno do powrotu Koniecznej na boisko. Później jak słyszymy „się zobaczy”.
0 komentarzy