Chcieć nie zawsze znaczy móc. Gnieźnieńskie piłkarki ręczne zaliczyły dziś twarde lądowanie na inaugurację Superligi, przegrywając ze Startem Elbląg 21-32.

Nie tak wyobrażały sobie święto piłki ręcznej w Gnieźnie i piłkarki ręczne MKS-u i kibice. MKS zainaugurował w końcu rozgrywki Superligi, jednak zrobił w to w stylu, który szybko trzeba będzie poprawić. Już drużyna z Elbląga, czyli średniak z ubiegłego sezonu, udowodnił, w jak wysokie progi przyszło wkroczyć naszym zawodniczkom.

Mecz zaczął się mimo to świetnie. Niesione dopingiem pełnej hali, gnieźnianki zaczęło bardzo dobrze. Była energia, skuteczność, zespołowa gra, czyli to wszystko, co zawsze dawało nam przewagę. Tak było mniej więcej do 15.minuty, gdy potrafiliśmy utrzymać minimalne prowadzenie. Później wszystko zaczęło się rozsypywać. Gnieźnianki zaczęły coraz częściej odbijać się od szczelnej obrony Startu, całkowicie „siadła” skuteczność rzutu, do tego zaczęliśmy popełniać błędy własne i lądować na ławce kar. Elblążanki szybko zwietrzyły swoją szansą i jeszcze przed przerwą objęły sześciobramkowe prowadzenie (8-14). Nie mogło zresztą być inaczej, skoro na 25 rzutów, wpadał co trzeci.

Na nieszczęście nic nie wniosła przerwa. Dalej nie mogliśmy narzucić tempa, dalej słabo funkcjonowały skrzydła, niemal w ogóle nie graliśmy kołem, jedynym remedium był rzut z drugiej linii Łęgowskiej i Nurskiej. Gnieźnianki z każdą minutą traciły impet, widać było, że są bezradne i nie mają żadnego pomysłu, co zrobić, by odwrócić losy meczu. Nie odwróciły. Start z łatwością rwał naszą obronę, postrachem była Marta Gęga, a cała drużyna MKS-u musi szybko obejrzeć co najmniej dwukrotnie wtorkowe wydarzenia na boisku.

Bramki dla MKS: Monika Łęgowska 7, Magdalena Nurska  i Malwina Hartman 5, Magdalena Widuch 2, Karolina Kasprowiak i Oliwia Kuriata 1