Cztery dni i dwa horrory – to dorobek piłkarek ręcznych MKS PR URBIS Gniezno. Horrory, które kończyły się zwycięstwami. Najpierw w Jeleniej Górze, a następnie przed gnieźnieńską publicznością z MTS-em Żory. W starciu z żorzankami podopiecznym Roberta Popka i Romana Solarka momentami brakowało już sił, ale mimo to walczyły do samego końca i osiągnęły cel!
Przypomnijmy, że gnieźnianki pokonały MTS Żory 28:27. Mecz zaczęły rewelacyjnie, ale drugi kwadrans zdecydowanie należał do przyjezdnych. – Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że aby wygrać z Żorami, musimy nie robić głupot w ataku. Na początku nam się to udawało. Przede wszystkim chcieliśmy powstrzymać kontrataki rywalek. Było widać, że wyprowadzają zabójcze kontry. Niestety, koło 15. minuty załamała nam się troszeczkę gra w ataku. Zespół z Żor kapitalnie nas kontrował. W tym momencie nie mieliśmy recepty na to, bo były od nas szybsze i lepiej zorganizowane. Nie dosyć, że odrobiły duże straty, to jeszcze wyszły na prowadzenie – mówił po sobotnim meczu Robert Popek, trener MKS-u, który do przerwy przegrywał z MTS-em 13:16.
Druga połowa to nieustanna gonitwa gnieźnianek za lepszym wynikiem. Gonitwa, która się opłaciła. Była walka z przeciwniczkami, ale i z brakiem sił. – Na szczęście w drugiej połowie nasze dziewczyny pokazały kawał serducha. Ponadto nasza publiczność stworzyła takie fajne piekiełko. Bardzo serdecznie dziękujemy. Ich doping nas niósł! Ciężko się zregenerować po środowym meczu. Było widać, że mieliśmy problemy z wydolnością. Jak już nie ma z czego, to trzeba pociągnąć z wątroby. Tak też zrobiły. Pokazały serducho i wywalczyliśmy trzy punkty – dodał szkoleniowiec.
W ekipie MKS-u PR URBIS Gniezno wyróżniły się dwie zawodniczki. Bohaterkami gospodyń zostały bez dwóch zdań Daria Konieczna i Joanna Sawicka. Ta pierwsza na początku spotkania zamurowała bramkę, natomiast druga zdobyła jedenaście trafień, w tym decydującą bramkę. – Jestem szczególnie dumny, bo Daria zanotowała kapitalne interwencje. Joasia nie ustrzegła się błędów w obronie, ale to chyba też wynikało, że chyba nie zdążyła zregenerować się po środzie. W decydujących momentach wzięła ciężar gry na siebie i za to szacun – podsumował Robert Popek.
0 komentarzy