To być może najbardziej bolesna porażka w tym sezonie szczypiornistek MKS-u. Gnieźnianki roztrwoniły ogromną przewagę w meczu ze Startem, zapytaliśmy więc trenera – co się stało?
Mecz o dwóch różnych obliczach zobaczyli wczoraj przy Sportowej kibice. Gnieźnianki w drugiej części pierwszej połowy grały koncertowo, zdobywały hurtowo bramki, wypracowały sobie ostatecznie ośmiobramkową przewagę do przerwy, by wszystko roztrwonić w drugiej części. Jak tłumaczy tą metamorfozę trener Robert Popek? – Nie mieliśmy skuteczności w ataku, w bramce, straciliśmy w drugiej połowie aż 22 bramki, jest nam naprawdę przykro. Zagraliśmy dwie różne połowy. W pierwszej wszystko nam wychodziło, w drugiej połowie my nie odbijamy żadnej piłki, im wszystko wpada, do tego doszedł stres i tak się stało. Na pewno w głowie nam się tliło, że prowadząc ośmioma bramkami, będzie nam już później łatwiej, ale przestrzegałem dziewczyny, że nie takie rzeczy się w piłce ręcznej zdarzają. Na pewno nie stanęliśmy, tylko naprawdę walczyliśmy do końca, a że nie wychodziło? To musimy przyjąć na siebie, bo niestety taki jest sport. Musimy szybko się pozbierać i wygrać jeszcze jeden mecz – zakończył szkoleniowiec.
MKS przegrał ostatecznie ze Startem 31-33 i będzie czekał na wtorkowe rozstrzygnięcia w spotkaniu Koszalin – Chorzów. Jeśli gospodynie wygrają, gnieźnianki dla spokojnego utrzymania będą musiały wygrać na wyjeździe z Ruchem Chorzów.
0 komentarzy