Przebiegu niedzielnej „Świętej Wojny” opisywać nie będę. Po pierwsze, tego nie da się opisać w zwięzłej formie, a po drugie relacje zamieściły już największe polskie tytuły sportowe. Dlatego też na trasie Poznań – Toruń zdecydowałem się na krótkie podsumowanie swojej ekspedycji. Takie od serducha.
Do Areny Poznań zmierzałem z ogromnymi nadziejami. Wiedziałem, co oznaczają takie spotkania. Przyznam, że zobaczenie kielecko-płockiego starcia „na żywo” było moim ogromnym marzeniem. Cieszę się, że nareszcie udało się je zrealizować. Ale po kolei…
Wrota areny zmagań przekroczyłem kilka chwil po godzinie 12. Trybuny stopniowo zapełniały się. Pierwsze wrażenie? Przeciętne. Myślałem, że ten obiekt jest piękniejszy i nowocześniejszy, ale to było mniej istotne. Najważniejsze, że na parkiecie grzały się już obie ekipy. Zobaczyłem „na żywo” szczypiornistów, których do tej pory znałem jedynie z telewizji.
Na trybunach atmosfera świetna. Oczywiście w mgnieniu oka natknąłem się na gnieźnian. Czy to zawodniczki MKS PR URBIS Gniezno, czy to trenera Szczypiorniaka Kamila Hanuszczaka. Pewnie, naszych akcentów nie mogło tam zabraknąć. Przecież pierwsza stolica Polski coraz mocniej stoi piłką ręczną! I doskonale, oby tak dalej.
Jeżeli przy kibicach jesteśmy, to więcej fanów przyjechało z Płocka. Pewnie dużą rolę odegrała tutaj odległość. Niemniej jednak muszę przyznać, że sympatycy obu ekip stworzyli kapitalną otoczkę. Dopingowali przez cały mecz, co było znakomitym dodatkiem do tego fantastycznego pojedynku.
Sam mecz Orlen Wisły z PGE Vive (25:26) trzymał w napięciu od początku do samego końca. Był to taki pojedynek, o jakim marzyłem. Kropka w kropkę, kreska w kreskę. Nie zawiodłem się ani trochę. Ktoś powie, że mogły być jeszcze rzuty karne, byłoby ciekawiej. Może i tak, ale to już jest loteria. A tak zwycięzca – PGE VIVE Kielce – został wyłoniony po świetnej, sportowej rywalizacji.
Nie mam nic przeciwko, by podobny przebieg miało spotkanie w ramach finału PGNiG Pucharu Polski kobiet pomiędzy SPR Pogonią Szczecin a Metraco Zagłębiem Lubin, które czeka nas już w najbliższą sobotę. Niech Gniezno, podobnie jak Poznań, zobaczy handball na najwyższym poziomie. I z emocjami takimi, że hala im. Mieczysława Łopatki będzie od nich kipieć, a ściany zaczną się trząść!
Z niezbyt komfortowego TLK zwanego dalej pociągiem XXI wieku,
Mateusz Domański
0 komentarzy