Paweł Kozłowski jedzie życiowy sezon w swojej karierze. Potwierdzeniem tego jest m.in mistrzowski tytuł, który wywalczył w miniony weekend. Co sprawia, że 41-latek właśnie teraz święci największe triumfy?
Przeżywał wzloty i upadki, zawiesił karierę na kilka lat, przeżył osobisty dramat i kiedy wrócił na speedrowerowi tor, jego forma zaczęła systematycznie rosnąć. Paweł Kozłowski jest najlepszym przykładem, że najlepsze może przyjść w nieoczekiwanym momencie, a sukcesy czasem mogą przeczyć logice.
Pierwsze wicemistrzostwo Polski zdobył 22 lata temu, poźniej wykluczenie za dotknięcie taśmy pozbawiło go w Australii medalu indywidualnych mistrzostw świata. Był wściekły. Pomimo wielu lat jazdy w czubie najlepszych polskich zawodników, medale nie przychodziły. Dopiero po powrocie spotkało go to, co najlepsze. Weteran tego sportu dziś nie kryje, że wcale nie jest w tej chwili najlepszym speedrowerzystą w Polsce, nawet pomimo złotego medalu mistrzostw Polski. Co zatem decyduje o ostatnim wysypie krążków?
Hubert Maciejewski/SportoweGniezno.pl: Paweł przede wszystkim ogromne gratulacje. Czy już oswoiłeś się z myślą, że jesteś najlepszym speedrowerzystą w Polsce. Jak w ogóle reagujesz na ostatnie tygodnie
Paweł Kozłowski/Aseko Orzeł Gniezno: Powoli się oswajam z tym wszystkim, ale już na poważnie, to nic nie przychodzi ot tak. Moja forma nie jest dziełem przypadku. Gdy wracałem cztery lata temu do tego sportu, założyłem sobie długoterminowy plan i starałem się systematycznie do niego podejść. Najważniejsze, że zdrowie dopisuje, bo to jest podstawą wyników, a forma z czasem przychodzi sama. Do tego czysta głowa, brak presji, powodują, że zupełnie inaczej się jeździ.
Co zatem stało się, że zacząłeś wygrywać w wieku, w którym niektórzy już dawno zapomnieli jak się jeździ. Jest w tym jakaś złota rada dla innych?
Nie zastanawiałem się nawet tak poważnie, ale tak na gorąco, to myślę, że to jest chyba doświadczenie. W finałach dodatkowo ważna jest głowa i opanowanie nerwów. Nie czuję się wcale najlepszym zawodnikiem w Polsce. Są o wiele bardziej utalentowani ode mnie, ale czasami w finałach wygrywa się właśnie doświadczeniem.
Czyli gdy emocje po weekendzie już opadły, to myślisz sobie, że stało się coś, czego w ogóle nie zakładałeś?
Gdybym ten sukces osiągnął 20 lat temu, to tak – byłaby to niespodzianka – bo to było moje marzenie i do tego dążyłem. Później zakończyłem karierę na kilka lat i gdy wróciłem, to już tylko chciałem się tym bawić i czerpać radość. Dziś zupełnie inaczej to odbieram i staram się, aby każdy bieg, każda możliwość rywalizacji, dawała mi radość. I chyba, gdy nie oczekujemy super wyników, to one przychodzą. To jest ciężkie do opisania generalnie.
Niesamowite, że w wieku 41 lat można jechać sezon życia
Myślę podobnie. Jest jednak część odpowiedzi, dlaczego tak jest. Mamy w tej chwili dostęp do nowoczesnych metod treningowych, wiemy jak właściwie to robić. Ja np. zakupiłem sobie trenażer i mnóstwo treningów odbywam na interaktywnym polu, gdzie normalnie nie chciałoby mi się czasem wsiadać na rower w złą pogodę, a tutaj w pokoju możemy kręcić kilometry.
Czujesz się spełniony w tej chwili?
Już tak. Jakiś czas temu nie oczekiwałem nic więcej, powiedziałem sobie, że zdobyłem wszystko, na co mój talent pozwalał. Ale jestem przykładem, że mogą być ciągle nowe szczyty do zdobycia. Staram się teraz już tylko robić swoje, pomagać drużynie, nie nakładam sobie niczego więcej na kark. Tak, teraz jestem spełniony w 100% sportowo.
Co zatem dalej, już na „spokojnie”?
Trudno nie myśleć o wyzwaniach, kiedy przed nami kolejne duże imprezy. W przyszłym roku mamy w Australii mistrzostwa świata, a za dwa lata chyba w Polsce powinny mieć miejsce Mistrzostwa Europy. Do tych wydarzeń teraz sięgam planami, bo bardzo bym chciał się w nich znaleźć. Ale dalej powtarzam, że żadnej presji na siebie nie nakładam, bo jedna kontuzja może mnie wyeliminować na kilka miesięcy.
Czyli minimum 2 lata jeszcze pojeździsz
Tak. Dobrze się czuję w naszym klubie, bo jeśli też mogę być inspiracją dla młodzieży i dzieci, to czego chcieć więcej? Kondycja jest, prowadzę się zdrowo, więc mam nadzieję, że dam radę.
Po tym wysypie medali indywidualnych, czujesz, że jesteście faworytem do złota drużynowego?
Przed sezonem nie byliśmy faworytem, straciliśmy Arka Szymańskiego i nikt chyba nie myślał, że pojedziemy tak dobry sezon. Jadą wszyscy rewelacyjnie, młodzież robi super wyniki, Arek Graczyk w wieku 15 lat zdobywa medale wśród zawodników starszych o 7 lat. Trenerzy Dawid Zachwyć i Marcin Puk robią mega robotę i dlatego staramy się jechać na maksimum. Ale play-offy rządzą się swoimi prawami i pewnie finał z torunianami będzie bardzo ciężki. Psychicznie i fizycznie.
Dziękuję za rozmowę
0 komentarzy