Piłka nożna

Mieszko - Nielba 0-1
Victoria - Mieszko 0-0
Mieszko - Polonia 3-1

Żużel

Start - Unia 48-42
Unia - Start 51-38
Start - Kolejarz 53-37

Koszykówka

MKK - Energa 73-63
Trefl - MKK 61-71
MKK - ...

Piłka ręczna

MKS - SPR 26-19
Hagard - Szczypiorniak 34-27
Energa - MKS 24-36

Futsal

Team - KS 6-3
KS - Wiara Lecha 3-8
KS -....

Tomasz Zimoch. Aktor i reżyser w sportowym teatrze wyobraźni #1 (wywiad)

Nikt inny nie potrafi stworzyć takiej otoczki wokół widowiska jak on. Nikt inny nie potrafi tak malować emocjami jak on. Jego bon moty mogłyby trafić jako wzorce do podparyskiego Sèvres i służyć na akademickich wykładach jak budować napięcie. Tomasz Zimoch – jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich komentatorów i dziennikarzy sportowych, poprowadził XIII Galę Orły Gnieźnieńskiego Sportu. Redakcji SportowegoGniezna udało się chwilę z nim porozmawiać i zapytać o kilka historii – jakich sportowych terminów nie lubi, skąd czerpie pomysły na swoje relacje, oraz czy polubił po latach tureckiego arbitra Ahmeta Çakara. Zapraszamy na I część wywiadu

Hubert Maciejewski – Kiedy zaczęła się pana przygoda z mikrofonem?

Tomasz Zimoch – Bardzo dawno. Trudno nawet powiedzieć, kiedy był tego początek. Pamiętam, że jak byłem dzieciakiem bawiłem się już w sprawozdawcę radiowego – brałem patyk i z ojcem przeprowadzałem wywiady, czy robiłem jakąś relację. W ogóle miałem jakąś nieopisaną miłość do radia i sportu zaszczepioną przez ojca. Później na studiach zacząłem pracować w akademickim centrum radiowym, czyli w radiu studenckim Kiks w Łodzi, następnie były praktyki wakacyjne w Warszawie, a na II roku studiów wiedziałem już, że chcę wykonywać zawód dziennikarza.

Te pierwsze „doświadczenia” z patykiem na podwórku, to była inspiracja konkretną osobą, wydarzeniami czy po prostu mediami?

-Radiem zdecydowanie. To była dla mnie inspiracja, a po drugie ta miłość zaszczepiona przez ojca do sportu i to wszystko gdzieś się połączyło. A że ja sam nie mogłem z pewnych powodów uprawiać sportu, to pewnie ta miłość była zdecydowanie większych rozmiarów.

Szybko się pan zorientował, że kabina komentatorska i mikrofon to pana naturalne środowisko?

-To nie jest takie proste jak się wydaje. Trzeba mieć bardzo dużo pokory i tego uczyli mnie moi nauczyciele i mistrzowie. Być może coś tam jest wrodzonego, bo jak patrzę na młodych ludzi to też zastanawiam się czy to jest ktoś utalentowany, czy może pracą wiele nadrobi. Praca radiowca generalnie nie jest łatwa. Trzeba się jej uczyć przez wiele, wiele lat. Bardzo ważne w zawodzie dziennikarza jest przede wszystkim doświadczenie, dlatego też podpowiadam to młodym by pamiętali, że nie zawsze jak dostaną laptopa, kamerę czy klawiaturę to stają się dziennikarzami. Tego zawodu trzeba uczyć się przez wiele lat z ogromną pokorą.

Pan przygotowywał się do relacji skrupulatnie, czy sporo było w tych słownych porównaniach i słynnych już sformułowaniach improwizacji na gorąco?

-Zawsze trzeba się przygotowywać , choć dziś jest zdecydowanie łatwiej niż ja miałem przez wiele lat swojej pracy. Dziś są laptopy, gdzie zmieści się wszystko, dziś jest internet gdzie jest wszystko. Ja natomiast miałem teczki sznurowane, gdzie zbierałem materiały prasowe. Tam dokładałem swoje notatki i tego naprawdę było dużo. Takich teczek miałem setki! Wyglądało to jak materiał na rozprawę sądową. One były segregowane dyscyplinami bądź klubami lub wydarzeniami. Ciagle trzeba było to aktualizować i uczyć się. Zresztą wracając do pracy dziennikarza – to jest ciągła praca nad sobą i ciągła kontrola nad wydarzeniami, które dzieją się w sporcie.

A te zręczne zwroty słowne, powiedzenia, dowcipy – skąd się to panu brało? 

-Z głowy, z wyobraźni. To jest już takie zboczenie zawodowe. Jak idę ulicą to w głowie opowiadam sobie jak wygląda świat wokół mnie ,staram się to w myślach opisywać bo nie lubię sztampy. Tak mnie wychowano i nauczono, że można mówić prosto, a można to samo opowiedzieć na wiele sposobów. Przykład? Pada deszcz, świeci zaraz potem słońce. No dobrze, ale spróbujmy to opisać choćby dla tych, którzy nie widzą, a jest ich mnóstwo. Oni nie wiedzą jak to jest naprawdę, więc trzeba szukać takich środków żeby to opisać. Ja staram się by to trafiło nie tylko do jednej grupy, ale i do pozostałych – przekaz ma być czytelny.

Panu rzadko chyba zdarzało się być w słabej formie, w odróżnieniu od sportowców. Niektórzy pamiętam wyłączali komentarz telewizyjny i słuchali pana w radiu.

-To miłe. Komentatorka to trudny kawał roboty. W jednej sekundzie trzeba ogarnąć wiele rzeczy wzrokiem, to co się widzi, czuje. Nie ma czasu często na głębsze analizy, a do tego przeprowadzam relacje w radiu dla słuchaczy a nie widzów. Radio to teatr wyobraźni. Musimy komuś kto np. nie widzi wytłumaczyć i namalować co takiego ma miejsce. Powiedzieć można wiele – np. śnieg pada czy idzie burza. Ale zobrazować jakie emocje temu towarzyszą, czy co dzieje się w związku z tym, to już dużo głębsza woda

A są powiedzenia, których pan nie znosi. Choćby w futbolu terminów, które weszły na trwałe do języka komentujących jest sporo.

-A jakże. Nie znoszę powiedzeń „ustawił piłkę na wapnie”, „futbolówka”, „otworzył wynik”. Mogę jeszcze wymieniać i wymieniać. Co to w ogóle znaczy? To są tak wyświechtane słowa, że uważam świat będzie ciekawszy jak będziemy go opisywać i pokazywać dużo barwniej. Bo on jest kolorowy, nie jest szary taki jak się niektórym wydaje.

 

07 lutego 2018 | 15:13

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *