Minęły dwa lata od fatalnego wypadku Mateusza Jabłońskiego, który postawił pod wielkim znakiem zapytania jego dalsza karierę. Czy zawodnik jeszcze wróci do ścigania?
Do dramatycznego zdarzenia doszło w piątek, 27 sierpnia na torze w Toruniu. Mateusz Jabłoński w jednym ze startów uderzył w koło rywala i stracił panowanie nad motocyklem. Z ogromną prędkością wjechał w bandę, a później uderzyła go jeszcze maszyna. Życie wtedy uratowała mu błyskawiczna reakcja służb medycznych, bo późniejsze obrażenia brzmiały koszmarnie. Były więc msze w intencji jego powrotu do zdrowia, piękne akcje całego środowiska żużlowego i w końcu zdarzył się ten oczekiwany cud. Żużlowiec wygrał walkę o życie, wrócił nawet na tor, po dokładnie 354 dniach.
Pech mimo to nadal nie opuszczał nastolatka, bo już w kwietniu tego roku doznał kompresyjnego złamania kręgosłupa. Sprawa była skrzętnie ukrywana przez długie tygodnie, dostało się nawet za to Wojciechowi Koerberowi, który jako pierwszy poinformował o wypadku, a któremu zarzucano kłamstwa. Jednak konsekwencje rzeczywiście miały miejsce. Jabłoński przez kilka tygodni nie chodził do szkoły i od tego momentu w zasadzie… zniknął z mediów społecznościowych. Jego ojciec nie publikuje już niczego, co dotyczy jego syna, a powód może być jeden – pod wielkim znakiem zapytania stoi powrót Mateusza do ścigania. On sam ponoć bardzo by chciał, jednak z nieoficjalnych informacji wiemy, że to co usłyszał od lekarzy, nie brzmi optymistycznie. Każdy kolejny wypadek wiąże się z ogromnym ryzykiem, a decyzja w tej sprawie należy tylko do Jabłońskich. Już za rok decyzję w zasadzie będzie mógł podjąć bez konsultacji z nikim, odbierając dowód osobisty. Czy się na to zdecyduje?
0 komentarzy