Kibice wyraźnie chcą wymusić na Starcie zakontraktowanie lidera z kwi i kości na nowy sezon. – Nie mamy pewnego zawodnika na ostatni bieg – daje się słyszeć wyjątkowo często po zakończeniu ligowej rywalizacji przez czerwono – czarnych. Czy zatem do Gniezna przyjdzie ktoś, kto będzie siał postrach wśród rywali?
Dla poparcia powyższej tezy wystarczy szybki rzut oka na dokonania Orłów z 15. biegu w tym sezonie. Widać jak na dłoni, że z 14 wyścigów wygraliśmy zaledwie… 2! Raz zwyciężyliśmy ROW 4-2 u siebie i podwójnie ograliśmy na wyjeździe Lokomotiv. Ktoś powie – przecież awansowaliśmy aż do półfinału i bez mocnego uderzenia na koniec, jednak widać, że przy odrobinie szczęścia, gnieźnianie byli w stanie nawet triumfować w sezonie zasadniczym. Prawdziwego kaca można było mieć po wyjazdowych meczach z rybniczanami i Unią Tarnów, gdzie punkty mieliśmy na wyciągnięcie ręki, a już półfinałowy rewanż z Ostrovią i ostatni bieg, zapewne przyprawił niektórych o konwulsje. To wszystko pokazuje, że Startowi jak powietrza potrzeba dziś kogoś, kto nie tyle pociągnie cały zespół, co będzie teoretycznie mocnym akcentem w newralgicznych chwilach.
Na rynku teoretycznie nie brakuje ciekawych nazwisk, które by pasowały do koncepcji serwowanej nam przez Rafaela Wojciechowskiego. Ten powtarza, że nie chce u siebie zawodników odcinających już kupony od swojej kariery, a młodych perspektywicznych jeźdźców, którzy są w stanie się rozwijać. I jakby na potwierdzenie tej teorii, usłyszeliśmy coś na ostatnim spotkaniu biznesowym, coś co może być zwiastunem kierunku, w którym znów pójdą działacze. – Cały czas mamy pytania o przyszły sezon. Dziś nic jeszcze nie zdradzę, powiem tylko krótko – nie budujemy klubu z myślą tylko i wyłącznie o przyszłym sezonie, ale patrzymy na 2-3 lata do przodu. Trzeba myśleć racjonalnie i nie można podchodzić do tego krótkowzrocznie. Nasza polityka wychodzi dużo dalej.
Dokładnie te słowa usłyszeli wszyscy, którzy zjawili się w Leo Librze i można z nich wywnioskować jedno: Start znów nie będzie licytował się z innymi klubami o tych, którzy teoretycznie są mocni na papierze. Powód wydaje się oczywisty. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika jednoznacznie, że oczekiwania zawodników, którzy wcale nie muszą gwarantować dwucyfrowych zdobyczy są wręcz absurdalne. Zarówno za sam podpis, jak i biegopunktówkę. Jednak sam kontrakt to jedno, a zupełnie inną kwestią byłoby w tej sytuacji tworzenie istnego kominu płacowego. Horrendalnie wysoki kontrakt dla jednego żużlowca, wywołałby zapewne żądania płacowe u innych, jak i możliwe tarcia w samym zespole. A przecież tego nikt nie chce, bo siłą Startu jest od pewnego czasu zarówno kolektyw, jak i niemal rodzinna atmosfera.
To oczywiście trochę dywagacje z naszej strony, bo sytuacja na rynku transferowym zawsze przynosi zaskakujące zwroty i nieoczekiwane historie, jednak co nam pozostaje w tej chwili? Do transferowej gorączki pozostało jeszcze kilka tygodni i na razie zapewne sami działacze nie wiedzą w którym kierunku pójść. Pozostaje przecież dopięcie czegoś co warunkuje nasze marzenia – BUDŻET! A to chwilę potrwa.
0 komentarzy