Josh Pickering będzie niewątpliwie „języczkiem u wagi” pierwszego finału 2.ligi w Gnieźnie. Australijczyk ostatnio zawodzi, ale w finale chce pojechać na 110%. Czy chcemy, czy też nie – musimy mu uwierzyć.
Josh Pickering miał być jednym z liderów Startu, ale do dziś, nie potwierdził tych aspiracji. Nie wiadomo na ile kontuzja miała na to wpływ, a na ile napięty grafik żużlowca, wiemy jednak, że chcąc zagrozić Stali w finale, on także musi pojechać na swoim poziomie. Wczoraj Pickering przyjechał w końcu na trening do Gniezna, testował w ciągu kilku godzin kilka silników i z kolejnymi zapiskami poleciał do Anglii. Wiemy, że już nie pojawi się przed sobotnim meczem w Gnieźnie, niemniej chce „sprawić kibicom sporo radości” w finale. Czy czuje, że w Gnieźnie zawodzi? – To jest dla mnie dziwny sezon – usłyszeliśmy. – Walczyłem długo z kontuzją, opuściłem sporo spotkań w Gnieźnie, a to dla mnie spora strata. Wypadłem z gry, wypadłem z formy, na szczęście wskoczyłem już do składów wszystkich ekip z którymi podpisałem kontrakt i liczę, że będzie ok. Najważniejsze, że czuję się swobodnie na motocyklu, choć wiem, że moja jazda nie jest jeszcze taka jaka być powinna i jakiej by chcieli kibice. Na szczęście mamy naprawdę fajny team i wierzę, że w finale możemy sprawić kibicom sporo radości.
Pickering nieoczekiwanie wychodzi już myślami do rewanżu i jest przy tym dość szczery. Mówi, że… nie do końca pasuje mu tam tor! Czy powinna to być wskazówka dla sztabu Startu? – Przyznam się, że nie do końca pasuje mi tor w Rzeszowie i do tej pory jechałem tam różnie. Ale finał to finał i mogę być tylko lepszym tam. Rzeszów nie jest zespołem gwiazd, my musimy tylko pojechać na dobrym poziomie i wypracować sobie zaliczkę.
Jutro popołudniu drugi i ostatni trening Startu przy Wrzesińskiej. W piątek zostanie już tylko przygotowanie toru do zawodów.
0 komentarzy