Gnieźnianom nie udało się dziś zdobyć łódzkiej Moto Areny, pech spotkał też kapitana Oskara Fajfera. Jak się okazało, zawodnik walczył w tym meczu i z rywalami i z kontuzją.
Zwycięstwo w meczu z Orłem miało dać czerwono-czarnym nadzieje na utrzymanie w Gnieźnie pierwszoligowego żużla. Szansa była, gdyby dobrych biegów gnieźnianie nie przeplatali bardzo złymi. Powtarzalnie skutecznie jechał jedynie Jepsen Jensen, który nie odpuszczał centymetra toru, sinusoidalną formę zaprezentowali z kolei Lindbaeck i Fajfer. Ten drugi jak się okazało, walczył nie tylko z rywalami, ale i z kontuzją przez większość meczu. To efekt upadku w 5.wyścigu. – Nie miałem dobrze dopasowanego motocykla, więc próbowałem szarżować. Po jednej z nich upadłem i wyskoczył mi bark. Musiałem sam go sobie naprawić i poźniej to już nie była komfortowa jazda. Bark był „spięty”, do teraz nie mogę unieść do końca ręki – tłumaczy kapitan Aforti Startu.
0 komentarzy