Czas na absolutny hit Nice 1. Ligi Żużlowej! Już dziś przy Wrzesińskiej 25 zmierzą się najwięksi rywale poprzedniego sezonu – Car Gwarant Start Gniezno i Speed Car Motor Lublin. Czy czerwono-czarni pokuszą się o powtórkę z finału II ligi i chwycą „Koziołki” za rogi? Czas pokaże! Przed gnieźnieńsko-lubelsko konfrontacją złożyliśmy wizytę przy W25, gdzie porozmawialiśmy z menadżerem Startu – Rafaelem Wojciechowskim.
Do składu wraca Norbert Krakowiak, który wyleczył już drobny uraz. Jego występ, nawet po uporaniu się z kontuzją, nie był oczywisty. Bo przecież w dobrej dyspozycji są również pozostali młodzieżowcy – Maksymilian Bogdanowicz i Damian Stalkowski. Ostatecznie jednak „Norbi” przekonał do siebie menadżera, a „Stalki” znów wypadł ze składu.
– Na treningu spisywał się bardzo dobrze. Po kontuzji nie ma już śladu. Zawodnik jest w pełni przygotowany do jazdy w najbliższym meczu ligowym. Oczywiście decyzja była bardzo trudna. Musiałem odsunąć od składu Damiana Stalkowskiego, który z meczu na mecz spisuje się coraz lepiej. Ostatnio zaliczył małą wpadkę w Pile, była ona bardziej spowodowana problemami sprzętowymi – stwierdził Rafael Wojciechowski.
Niby to nie jest kwestia najważniejsza, ale po meczu w Pile kibice głowili się, kto tak naprawdę jest teraz kapitanem drużyny – czy opaska została u Juricy Pavlica, czy może wróciła do Mirosława Jabłońskiego. Przed starciem z lublinianami postanowiliśmy rozwiać wątpliwości.
– Śmieje się, że teraz mam pierwszą parę kapitańską. Oczywiście, że opaska wraca do Mirka. Jeśli jest z nami, to on jest kapitanem. Chyba, że będzie chciał ją na stałe przekazać Juricy. W tej chwili nie ma to większego znaczenia. Drużyna ma się scalać. Potrzebne są uwagi zarówno od Jury, który wyrasta na naszego lidera, a także od Mirka, który jest bardzo doświadczonym zawodnikiem i także może wiele przekazać. Najważniejsze, by zespół ze sobą współpracował. Na tę chwilę wygląda to doskonale – ocenił menadżer czerwono-czarnych.
W pierwszym spotkaniu Car Gwarant Start przegrał z lublinianami 19 punktami. By wygrać w Gnieźnie za trzy „oczka”, trzeba by mocno zaskoczyć lidera tabeli Nice 1. Ligi Żużlowej. – Przekonamy się, czy ich zaskoczymy. Wracamy do powtarzalności naszego toru, czyli do tego, co mieliśmy na początku sezonu. Wiadomo, że teraz mamy inne temperatury i miesiące. Podczas treningu tor był przez wszystkich bardzo chwalony. Chcemy do tego powrócić. Można powiedzieć, że w 90% przypomina on tor z początku sezonu, kiedy wysoko wygrywaliśmy. Szwedzi nie mogli potrenować, ale myślę, że po krótkiej rozmowie i korektach powinno być dobrze. Być może zdecyduję się któregoś z nich albo obydwu wysłać na próbę toru – dodał Wojciechowski.
Opiekun czerwono-czarnych podkreślił, że przed starciem z „Koziołkami” gnieźnianie nie mają presji na zwycięstwo. – To jest sport. Tutaj wszystko jest możliwe. Fajne jest to, że możemy pojechać to spotkanie na luzie. Nie mamy presji, że koniecznie musimy wygrać. Mamy margines błędu. Możemy sobie pozwolić jechać dla przyjemności. Chcemy oczywiście stworzyć widowisko i cieszyć naszych kibiców. Chcemy wygrać jak najwyżej. Do końca sezonu zasadniczego pojedziemy z myślą, by zdobyć maksymalną liczbę punktów. Czas pokaże, czy zajmiemy pierwsze, drugie, czy trzecie miejsce i na kogo trafimy w półfinałach. W tej chwili nie będziemy o tym myśleć. Chcemy, by zespół się budował i czuł siłę – podsumował.
0 komentarzy